Właśnie mój dyrektor. Ja na przykład podziękowałam mu, bo był na pogrzebie mojego męża, na pogrzebie mojego ojca, ‘96 rok to jest, tak mogą doprecyzować. Podziękowałam, że zaszczycił swoją osobą, a on mówi: „Pani Basiu, przecież to jest tak w naszej fabryce, razem chrzcimy dzieci, razem posyłamy do komunii, zdajemy maturę, bo w tym roku Krysi córka zdaje, a tam Zosi syn, prawda? Tu materiały, książki przekazujmy sobie.” Tak to było. Mówi: „I chodzimy razem na pogrzeby”. I to mi tak utkwiło, miałam duży żal nieraz do dyrektora, ale te jego słowa, że tak powiem wróciły do mnie, bo tak kiedyś do mnie powiedział. I teraz właśnie spotkałam się z nim na pogrzebie jego żony i powiem szczerze, że wyściskałam go.

Beata Stefańska

Nie ma teraz takich więzi, zresztą nie wiem, bo nie pracowałam w korporacji. Od ukończenia studiów do zakończenia mojej kariery zawodowej, jestem w jednym miejscu, na Piotrkowskiej 295, czyli to jest całe… Ale jak wspominam z dziewczynami, to rzeczywiście, tak jak był żal, jak opuszczaliśmy fabrykę, tak dzisiaj z sympatią się to wspomina.

Beata Stefańska

Zwolnienia, takie nieprzyjemne, zaczęły się w naszej fabryce tak na koniec ‘99 roku. Tak dziewięćdziesiąty dziewiąty. Już trzeba ograniczyć, już są poważne kłopoty. Wojsko też jest ograniczone. Mniej też bierze wojsko, bo przecież została zlikwidowana zasadnicza służba wojskowa. Nie ma już tego masowego poboru rekrutów, prawda, że jesienny, wiosenny pobór. Nie ma tego już, tak? Już te roczniki nie są zabierane. I już powoli chylimy się ku upadkowi. I w ‘99 roku najpierw odchodzą ludzie, którzy tam nabyli tych praw do emerytury, dyrektor na pewno chronił wszystkich do ostatniego momentu. Ale już przyszedł taki czas, że no po prostu wydawało się, że jak już zwolnimy wszystkich, żeby to przedłużyć, ale to się nie przedłużyło. W 2001 roku wszedł syndyk i ja odchodzę, zanim jeszcze syndyk wszedł.

Beata Stefańska

Po ‘89 roku zakład zostaje trochę oddłużony, stajemy się spółka skarbu państwa. Co złego się wtedy zdarzyło – dyrektor zakładu był powiązany z wynagrodzeniem swoich pracowników. I otrzymywał trzy średnie zakładowe. W momencie kiedy z dnia na dzień przestaje być dyrektorem, a jest prezesem i jest wynagradzany pięć średnich krajowych, i nie ma żadnego interesu, żeby fabryka dobrze funkcjonowała, bo pięć średnich zakładowych się należy. Mamy radę nadzorczą, prawda, przychodzą osoby z zewnątrz, zasiadają w tej radzie nadzorczej, ale w ogóle ludzie niezwiązani z branżą. Jakieś osoby, co dzisiaj mówimy, że są w tych zarządach spółek skarbu państwa. Tak, następuje troszeczkę ograniczenie zatrudnienia, na pewno. Bo to są właśnie te lata, kiedy wchodzi ten system, że można przejść na tak zwany zasiłek przedemerytalny bez względu na wiek, jeśli mamy 20 lat pracy, w tym 15 lat w tak zwanej szkodliwości

Beata Stefańska

[…] nikt nie próbował już w tamtych czasach dyscyplinować i nie było wzorca, jak to powinno funkcjonować, bo być może te fabryki by były bardziej rentowne, może stać by było zakłady na to, żeby zrobić remont, żeby kupić nowe maszyny, bo dlaczego nasz zakład upadł jako pierwszy? Dlatego że nasz park maszynowy na wykańczalni był przystosowany do szerokości 90. A tu już się zaczynają czasy, gdzie tkalnie są szerokie, gdzie inne zakłady mają wykańczalnię na metr czterdzieści, metr sześćdziesiąt, prawda? Inaczej się kroi z metra czterdzieści, a inaczej się kroi z dziewięćdziesiątki.

Beata Stefańska

Dużo tych ludzi było rzeczywiście. To co się mówiło, takie pojęcie było – ukryte bezrobocie. Ja to obserwowałam, że aż tyle osób nie musiało być przy tej produkcji, przez to ta produkcja nie była opłacalna. Na pewno było zbyt wielu ludzi zatrudnionych. I ja miałam swoje doświadczenia, bo jako studentka, prawda, miałam okazję pracować w „Enerdówku”. Na przykład w fabryce papieru. Tam organizacja pracy zupełnie inaczej wyglądała. Jak próbowałam to przenieść na nasze zakładowe podwórko, to nie było to dobrze odbierane. Tam się zaczynało pracę o piątej, to się o piątej włączało maszynę, a w naszych warunkach o piątej jeszcze się przelatywało przez portiernię. A zanim pani dotarła gdzieś tam, żeby się rozebrać i przygotować i stanąć na maszynę, to było gdzieś tak już wpół do siódmej. Nie było dyscypliny,

Beata Stefańska

[…] na wykańczalni pracują mężczyźni, na drukarni no głównie mężczyźni, bo przy drukarkach stoją mężczyźni, z tyłu maszyny do tej lżejszej pracy stoją kobiety, ale na składalni czy na przykład na bielniku do bielenia zdecydowanie większość mężczyzn. Kobiety w przeważającej części są właśnie na tkalni i na przędzalni, ale tak to dużo mężczyzn pracowało, bardzo dużo. Bo to jest jeszcze powiem, ktoś mówi, przemysł lekki. Przemysł lekki nie jest lekki.

Beata Stefańska

[…] był cały dział socjalny, gdzie nam kupowano pomarańcze, mieliśmy sklepik na terenie, bo fabryka miała jakieś umowy z zakładami, z gospodarstwem rolnymi, w tych ciężkich czasach, gdzie mamy 2 kilo 40 mięsa, czyli mięsa i wędliny na kartki. Pani nie wie, co to są kartki? To my w tej fabryce co miesiąc dostajemy kilo kiełbasy, możemy kupić, ale jest taki przydział, czasami nawet więcej. Kilo kiełbasy. I między innymi to był mój świetny wybór, wszyscy mi zazdrościli, że jestem w takiej fabryce, że kilo kiełbasy co miesiąc mogę kupić. Tak to było. A tak ma pani tylko ocet.
Ja w roku 1980, 30 listopada, wracam ze szpitala, a nie mam w domu ani mleka, ani nic. Mieszkałam w takiej kamienicy na Tuwima, gdzie tam mieszkali mecenasi, mecenas Ożadowicz, mecenas Naciulski. Mecenas Ożadowicz to znana postać, bo w okresie „Solidarności” bronił ludzi; doktor Rau, główny architekt miasta, więc kamienica, że tak powiem, ma za zadanie zdobycie mi mleka, więc temu się udało gdzieś kupić w puszce mleko, temu się udało kupić w butelce mleko i powiem szczerze, to takie wspomnienia, tak tych czasów.

Beata Stefańska

„Eskimo” to nie jest tylko przy Piotrkowskiej, tylko znaczy się Dzierżyński. Oddział A, to jest właśnie od Czerwonej do placu Niepodległości, to był oddział A. I oddział B między Wólczańską i Wróblewskiego, gdzie teraz jest Urząd Skarbowy, wie pani, gdzie to jest? I oddział C naprzeciwko przy Rzgowskiej. Tam jest teraz, między innymi Bank Raiffeisen, siedzibę ma teraz „Monnari”, to wszystko „Monnari” kupiło. To były trzy takie oddziały fabryki. Jak przyszłam w 1980 roku, tam pracowało 3000 ludzi. I zakład miał ośrodki wypoczynkowe, gospodarstwo jakieś, przychodnię.

Beata Stefańska

I za kilka dni był strajk tramwajarzy, no i pamiętam, że trzeba wyjść, moi rodzice wyjechali wtedy i ja zostaję, mieszkam na Tuwima, moja babcia mieszkała na Źródłowej i miałam się nią zająć, jestem w ciąży i pamiętam, wychodzę z fabryki, tak idę tą Piotrkowską, człowiek się tak kolebie. I zatrzymał się samochód, wtedy ludzie sobie bardzo pomagali, żeby mnie podwieźć. Akurat się okazało, że to była kierowniczka z laboratorium metrologicznego

Beata Stefańska

[O badaniu jakości tkaniny] Gęstość po wątku, po osnowie. Wytrzymałość po wątku, po osnowie. I określenie gęstości tkaniny jest bardzo żmudne, bo pani musi tak: 5 centymetrów odmierzyć i tylko igłą po 10 [nitek]. I po 10. I supełek pani robi. Na przykład te „uesy” wojskowe tkaniny to miały gęstość 360, czyli 36, czy ileś tych pęczków po 10. I pani liczy po prostu, jaka jest gęstość. Norma mówi, że musi być między 361 a 364. I to jest dobrze. No i tutaj, proszę panią, już jestem przypuśćmy przy 25 tym supełku, a tu ogłosili strajk.

Beata Stefańska

Przędzalnia i tkalnia jest mi mniej znana. Jak mówię, byłam specjalistą i zajmowałam się już później raczej wykańczalnią, nie lubiłam nawet być na tkalni. Dlaczego? Bo huk. Nie znosiłam odgłosu krosien. Tatatatata. Po prostu tego nie znosiłam. Panicznie tego nie znosiłam. Tak że, jak mówię, moje miejsce na włókiennictwie i w ogóle fabryka włókiennicza to nie jest to, do czego ja byłam powołana, ale czasu nie wrócimy. Tak to się toczą czasami czyjeś losy.

Beata Stefańska

[…] pracowałyśmy na maszynie z 1923 roku. I jeżeli pani się uda na teren zakładów „Eskimo”, to ta nasza maszyna została wystawiona i ona będzie wyeksponowana. To jest tak zwany magiel. I to stoi na zewnątrz w tej chwili. Tam ma mieć zrobiony daszek i to będzie taki eksponat nawiązujący do fabryki Geyera. Bo to będą Ogrody Geyera. Widziałam makietę, bardzo ładnie to będzie wyglądać. Już ładnie wygląda. Inny charakter tam będzie działalności. Ale produkcji nie mamy. Produkcji nie mamy…

Beata Stefańska

W 2002 roku jak już całkowicie fabryka upadła, no to zaczęłyśmy działalność w jednym z oddziałów. Produkowałyśmy z koleżanką płótno introligatorskie i stąd jest nasza nazwa „Kaliko”, bo popularna nazwa takiego płótna to jest właśnie kaliko. I tak ładnie żeśmy się nazywały. I zaczęłyśmy działalność z perspektywą na dwa, trzy lata. Bo nie wiadomo, jak długo ten syndyk… A to się bardzo przedłużało, byłyśmy tam piętnaście lat. I w 2017 roku „Monnari” nam wymówiło czynsz, bo jakiś czas właścicielami tego obiektu byli Hiszpanie i oni długo tam nic nie robili. No i później od nich to odkupiło „Monnari”.

Beata Stefańska

Ja też doświadczyłam niestety urzędu pracy. Więc to był upokarzający moment, kiedy ja idę się rejestrować do urzędu pracy w 2000 roku. To jest, mam dwójkę dzieci, jestem sama i nikt się nie martwi o to, czy ja będę miała za co żyć. Nikt się martwi. Nikt się nie zastanawia nad tym, z czego. Po prostu człowiek odchodzi i koniec, tak? No ale jakoś sobie poradziłam.

Beata Stefańska

To są ciężkie czasy. Dzisiaj nie wiemy, co kupić, bo wszystko nam się podoba i teraz przebieramy w tym wszystkim. W kubeczkach, w podstaweczkach, w stoliczkach, we wszystkim. A lata osiemdziesiąte to jest tak: rzucają kozaki albo czerwone, albo czarne. Przypuśćmy dwa wzory. No nie ma w sklepach. Moda Polska na Piotrkowskiej. Czasami rzucą chińszczyznę i wtedy ta chińszczyzna, w tych czasach, to była rewelacja. To była najlepsza trwałość. Tam nic nie zafarbowało, żadna koszulka, żadna sukieneczka, nic. To były świetne rzeczy. Tak samo koszule. Jest jeden model, ale jest w odcieniu niebieskim, beżowym i jakimś, prawda? Kolejka ustawiona i każdy bierze, co się tam, co się udało złapać.

Beata Stefańska

W każdym razie w tym dziale produkcji dłuższy czas byłam, też mi się to podobało, bo dzięki temu, że byłam w dziale produkcji do spraw wykańczalni, więc cała wykańczalnia była, że tak powiem, mi znana. Znałam mnóstwo ludzi. Od przygotowania produkcji, od bielnika, prawda, farbiarnie, drukarnię, apreturę, składanie. Ja jestem człowiek komunikatywny, miałam mnóstwo których znałam, którzy mnie znali, którzy mnie lubili, których ja lubiłam. I takich fabryk, jak na przykład nasz, użyję nazwy „Gajer” teraz, bo to taka będzie nazwa na dzisiejsze czasy, takich fabryk nie ma. Dlaczego? W takiej fabryce rodziły się więzi.

Beata Stefańska

[produkcję tkanin militarnych] najpierw przejął „Uniontex”, a potem to przejęły „Fasty”, ale niemniej jednak wzór powstał u nas. Czyli dla strażaków był robiony, takie moro, dla strażaków troszeczkę inne. Jeżeli pani będzie kiedyś, to może pokażę. Nie mam tego, ale Muzeum Włókiennictwa przekazaliśmy te wszystkie katalogi. My robiliśmy te katalogi. Dla wojsk lądowych, dla piechoty, dla lotników. One się różniły kolorem. Jeden był wzoru moro, ale tło było troszeczkę inne, tak że to była poważna produkcja. I flanele w dużej części szły na koszule robocze. Dla kopalń bardzo dużo. Nie [bezpośrednio] kopalnie, tylko zakłady, które szyły i oni kupowali jako odzież roboczą

Beata Stefańska

Pamiętam, zaczynam tą pracę i pani kierowniczka, pani Karbowiak daje mi normy, bo w laboratorium chemicznym robiło się badania. Dzisiaj nikt tego nie robi. Jakoś się… fakt, że nie ma przemysłu włókienniczego… Ale rzeczywiście kupujemy chińskie rzeczy, nam farbują. U nas by to nie przeszło. Robiło się tarcia suche, tarcia mokre i tak dalej, to nie może barwić, tak? Naszą flanelę, jeżeli pani ogląda filmy, albo nawet gdzieś tam pani jest u kogoś i gdzieś ktoś ma koszule flanelowe w kratę, ja mogę rozpoznać i podać numer wzorku, jaki to jest. Te nasze koszule nie farbują. Robi się ileś tam prań. Bada się trwałość wybarwień, bada się to wszystko. I przez to chińszczyzna nas wtedy rzeczywiście zalała, dlatego że my produkowaliśmy flanelę, pościelówkę, no i wszystko dla wojska. Mundury. To, co pani widzi dzisiaj, nasi chłopcy, te mundury, to jest wzór, który powstał właśnie w naszych zakładach.

Beata Stefańska

Menu